Jak mam planować, skoro nie wiem, co będzie

Nie lubię planować i zbyt intensywnie zastanawiać się nad przyszłością. Może dlatego, że motywy moich decyzji i działania nie do końca są dla mnie jasne...

Znacie te rozmowy: gdzie widzi pani siebie za pięć lat? Szczerze? Nie wiem i chcę tego wiedzieć. Nie wyznaczyłam sobie targetu.

Nie należę więc do tych "zarobionych", którzy wzdychają głęboko i głośno na dźwięk telefonu: znowu świat do mnie dzwoni, znowu świat mi spokoju nie daje, znowu świat mnie pyta, czy w dobrą stronę zmierza, i ciągle go muszę upewniać, oszaleć można. Nie spędzam dwunastu minut netto na dobę na samym kasowaniu maili od  ludzi ewidentnie niezorientowanych, jak bardzo nie mam czasu ich maili czytać. Nie zapełniam każdej z tak zwanych wolnych chwil czymś wysoce produktywnym. Pracuję... A resztę czasu (całkiem sporo) marnuję na czytanie, słuchanie, gotowanie i jedzenie, przytulanie, wyjazdy nad morze i gapienie się w wodę oraz na oglądnie w kółko "Przyjaciół". Może i mogłabym w tym czasie napisać 30 artykułów, ale mi się nie chce.

A jednak i moje, dużo mniej ambitne, życie ciągle niesie coś, czego nie umiałabym z góry wpisać w kalendarz: zachwyty, złości i inne stany, do których nie ma aplikacji ani aparatury pomiarowej, spotkania z ludźmi, których nie da się wyguglować, i krajobrazy, których nie da się wpisać w plany rozwojowe.




Komentarze